sobota, 15 listopada 2014

Rozdział dziewiąty.

Dopadły mnie wyrzuty sumienia. A może niepotrzebnie tak zareagowałam? Chyba trochę przesadziłam. Tata stara się jak może żeby mnie i Carterowi niczego nie brakowało. Ale z drugiej strony to była ostatnia pamiątka po mamie...tak bardzo za nią tęsknie.
Pierwsze łzy spływają mi po policzkach, gdy do pokoju wchodzi Mike. Przytula mnie, siedzimy w ciszy. Mija może pół godziny, a Clifford musi iść. Ja zresztą też. Ogarniam się i ubieram. Na dole czeka na mnie śniadanie. Carter i tata pewnie już wyszli. Myślę o tym co się zdarzyło dzisiaj rano.nie mogę się przestać nad tym zastanawiać. Nikt nie zrobił tego specjalnie. To był tylko wypadek. Wypadki każdemu się zdarzają.
-Hej Hope-nagle znikąd pojawia się Aubrey.-Wiesz, że Riven znowu ma zamiar wygrać? Jejku jak on mnie irytuje...
-Ale dla ciebie jest atrakcyjny. Przyznaj się. Nie możesz się mu oprzeć-szturcham ją w ramie.
-I co z tego? To ty mu się podobasz. Nawet pewnie nie wie o moim istnieniu.
-Nie masz pewności-uśmiechnęłam się do niej promiennie.-To co jest dzisiaj?-zaczęłam szukać mojej rozpsiki.
Dzisiaj nawet nie mam ochoty na oglądanie ich. Wczoraj Mike miał ze mną męczący trening. Pewnie teraz ma już dość. Ćwiczyliśmy dość dużo. Ale to dobrze, bo każdy trik będzie mu potem potrzebny.
Barspin, Nothing, X-up i Decade.
Chyba go zatłukę jak mu się nie uda. Jest przed ostatni. Riven ostatecznie musiał już dzisiaj wyjechać. Z jednej strony się ciesze, ale z drugiej...biedna Aubrey. Zauroczyła się w takim dupku. Idziemy obok siebie, a potem musimy się rozejść, bo ja idę do taty. Znajduje go przy rampach.
-Tato!-wołam.-Przepraszam za to jak zareagowałam.
-To ja powinienem przeprosić. Źle się zachowałem. To była pozytywka mamy...
-Jest okay. Serio.
Przytula mnie, a potem ja idę znaleźć Michael'a żeby życzyć mu powodzenia. Nie uważam na to jak wychodzą inni. Czekam na Clifford'a. Mija godzina, gdy wreszcie ma wykonać X-up. Nie od tego się zaczyna...nie to mam napisane w rozpisce. Dziwne, że nie zauważyłam tego wcześniej.
-Boże, niech mu się uda-zaczęłam obgryzać paznokcie.
Dopiero, gdy ląduje z powrotem na ziemi skaczę podekscytowana i biegnę do niego.
-Mike!-rzucam się mu na szyje.-Udało ci się!
-Widzę, ale nie wiem czy tak dobrze...-wzdycha.
-Było bardzo dobrze-gładzę jego ramię, na którym widnieje tatuaż.
Ciekawe co oznacza. Nie lubię tych nic nie znaczących tatuaży.
Potem będę musiała się go spytać. Wracam na swoje miejsce. Nie potrafię na nim wysiedzieć zbyt długo, więc idę do jury. Tata, pani Jonson, jedna z kobiet z zarządu. Chcę podglądnąć wyniki Mike'a, ale ostatecznie widzę tyle co nic. Wyniki wszystkich tylko nie jego. Zawiedziona idę do domu. Dzisiaj w Perth jest bardzo ciepło, więc ubrała tylko krótkie spodenki i zwiewną koszulkę. Boje się dalszych wyników. Zostaję w domu i idę do swojego pokoju.
Siadam na ziemi i wyciągam pozytywkę, nakręcam ją i słyszę melodię Poloneza. Tak bardzo mama ją kochała. Pamiętam, że słuchała jej cały czas. Przynajmniej będę miała to wspomnienie po niej. Kładę się na miękkim dywanie Carter'a i po chwili zasypiam.
-Kochanie-mama.-Widzę, że masz nową miłość.
-Mamo-rumienie się.-O co chodzi?
-Uważaj na wszystkich dookoła. Nie każdy jest tym za kogo się uważa. Nikomu nie ufaj.
Słysze z dołu krzyki, które mnie budzą. Michael jest w pierwszej trójce. Nie mogę uwierzyć! Pierwszorocznym! Im się to nigdy nie udaje.

Zmieniłam nazwę, ponieważ Lonely nie pasowało.
Loyal bardziej :)))
Małymi kroczkami zbliżamy się do końca.
Przewiduje jeszcze około 10-15-20 rozdziałów :)
Przepraszam, że tyle czasu nie było rozdziału.
Problemy życiowe i w ogóle c:
 Mam nadzieje, że jeszcze pamiętacie o Hope i Mike'u !