Przeklinam dzień, w którym
poprosiłam tatę o drugie łóżko w pokoju. Na prawdę. Po cholerę
mi to było? Głupi materac, który można wyciągnąć spod łóżka.
Osoba, która musi ze mną spać to przynajmniej nie ktoś z ekipy
Clifforda. Na szczęście to tylko mój brat, jednak i tak się
wkurzyłam. Kazali mi o tym tyle nie myśleć, nie zrozumcie mnie
źle, kocham Cartera, ale nie chce z nim dzielić pokoju! I to
miesiąc. Jak ja wytrzymam miesiąc z chłopakiem w pokoju? Się
pytam jak?!
-Dobranoc-usłyszałam głos
taty z kuchni.
Poszłam tam i dałam mu
buziaka w policzek na branoc. Po jutrze zaczynają się zawody, więc
ma mnóstwo pracy. Boje się, że będzie przemęczony. Niestety, ale
taki jest. Nie wiem co, ale wszystko ma być idealnie.
-Nie pracuj do
późna-poprosiłam.-Dobrze?
-Zaraz pójdę spać, a
właśnie...Hope?'
Miałam już iść, ale jego
głos kazał mi wrócić. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem, aż
kilku sekundach powiedziałam, że go słucham. Popatrzył na mnie i
tym razem to on poprosił;
-Uważaj na siebie-zaczął
drapać szyję, czyli się denerwuje. Zawsze tak wtedy robi. Jego
tik.-I dziękuje, że Carter może spać z tobą. Drużyna Clifforda
zajęła jego pokój i gościnny, więc średnio mamy miejsce. Ale
sam go zaprosiłem na te zawody, wtedy kiedy pojechałem do Sydney i
wiem, że chłopak ma talent. Nie daj się omamić ich urokowi.
Żadnemu z nich, to się tyczy wszystkich tutaj.
-Dobrze tatku-pożegnałam
się i poszłam na górę.
Wieczorem poszłam napić się kawy, około siódmej, czyli tak jak zawsze. Weszłam do kuchni, gdzie
siedział ten białowłosy chłopak. Nikogo z jego ekipy nie
było. Wiem, że nie wyglądałam jakoś zbytnio atrakcyjnie, ale nie
zależy mi. To tylko goście w moim domu. Jeśli wygra to zobaczymy
się za rok, jak nie to nie.
-Dzień dobry-rozciągnęłam
się, ziewając i włączając wodę na gaz. On sam się obsłużył.
-Dzień dobry-popatrzył na
mnie i mój strój.-Ładna pidżama-oboje spojrzeliśmy na spodnie w
krowie łaty. Lubię tak spać, to wygodne. -Masz może ochotę na
spacer?-spytał, czym zbił mnie z tropu.-Niekoniecznie teraz...może jutro, albo innego dnia?
Chwilę się zastanowiłam i
po chwili odpowiedział twierdząco, i powiedziałam, że jutro wieczorem. Nie mogę teraz, a potem będą zawody. Mnóstwo pracy i
innych. Nie chce być wredna. Przecież idziemy, ale sama nie
wiem,sumienie mnie gryzie. Przecież nikogo nie zdradzam, ani nic.
Jednak to nie zmienia, że
jego prośba była dziwna. Przecież to normalne, że dwóch
znajomych idzie na spacer...prawda?
Z tą myślią położyłam
się spać.
-Cześć-witam się z Carterem, jak codziennie rano,
buziakiem w policzek.-Wyspałeś się?
Patrz na mnie przerażony. Nie rozumiem go. Słysze
jak głośno przełyka ślinę
-Co jest...?-odwracam się.
Mój tata...on...leży cały we krwi...jego klatka
piersiowa krwawi. Patrzy na nas przerażony. Nie wiem co robić, łzy
lecą mi po policzkach.
-Tato-chce do niego podejść, ale niewidzialna
szyba przeszkadza mi w tym. Co to ma być.-Tato!-krzyczę.
Próbuje rozbić szkoło, ale nie udaje się. Chce
poprosić brata o pomoc, ale on...on też nie żyje.
-Nie-rzucam się na kolana i zanoszę
płaczem.-Dlaczego?-szlocham.
Nagle czuje przyjemne mrowienie na ramieniu. Patrze
na źródło przyjemnego uczucia.
Mama.
Nie to nie jest możliwe...
-Mamo?-ocieram oczy.
-Kochanie, mamy tylko chwilę-obejrzała się wokół
siebie.-Uważaj na siebie...dobrze? Zrób to dla mnie. Nie ważne co
się stanie nie jedz w zawodach...proszę-jej postać zaczyna się
rozmywać.-Kocham cię.
-Ja ciebie też!-krzyczę w przestrzeń.
To tylko sen, spokojnie
Hope.
Moje ręce trzęsą się ze
zdenerwowania. Na zegarku widnieje godzina ósma. Czas wstawać.
Przepraszam za opóźnienie. Nie skopiowałam sobie rozdziału na blogerra i został na laptopie, do którego nie miałam dostępu.
Przepraszam jeszcze raz,
Doni x