sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział drugi.

Przeklinam dzień, w którym poprosiłam tatę o drugie łóżko w pokoju. Na prawdę. Po cholerę mi to było? Głupi materac, który można wyciągnąć spod łóżka. Osoba, która musi ze mną spać to przynajmniej nie ktoś z ekipy Clifforda. Na szczęście to tylko mój brat, jednak i tak się wkurzyłam. Kazali mi o tym tyle nie myśleć, nie zrozumcie mnie źle, kocham Cartera, ale nie chce z nim dzielić pokoju! I to miesiąc. Jak ja wytrzymam miesiąc z chłopakiem w pokoju? Się pytam jak?!
-Dobranoc-usłyszałam głos taty z kuchni.
Poszłam tam i dałam mu buziaka w policzek na branoc. Po jutrze zaczynają się zawody, więc ma mnóstwo pracy. Boje się, że będzie przemęczony. Niestety, ale taki jest. Nie wiem co, ale wszystko ma być idealnie.
-Nie pracuj do późna-poprosiłam.-Dobrze?
-Zaraz pójdę spać, a właśnie...Hope?'
Miałam już iść, ale jego głos kazał mi wrócić. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem, aż kilku sekundach powiedziałam, że go słucham. Popatrzył na mnie i tym razem to on poprosił;
-Uważaj na siebie-zaczął drapać szyję, czyli się denerwuje. Zawsze tak wtedy robi. Jego tik.-I dziękuje, że Carter może spać z tobą. Drużyna Clifforda zajęła jego pokój i gościnny, więc średnio mamy miejsce. Ale sam go zaprosiłem na te zawody, wtedy kiedy pojechałem do Sydney i wiem, że chłopak ma talent. Nie daj się omamić ich urokowi. Żadnemu z nich, to się tyczy wszystkich tutaj.
-Dobrze tatku-pożegnałam się i poszłam na górę.
Wieczorem poszłam napić się kawy, około siódmej, czyli tak jak zawsze. Weszłam do kuchni, gdzie siedział ten białowłosy chłopak. Nikogo z jego ekipy nie było. Wiem, że nie wyglądałam jakoś zbytnio atrakcyjnie, ale nie zależy mi. To tylko goście w moim domu. Jeśli wygra to zobaczymy się za rok, jak nie to nie.
-Dzień dobry-rozciągnęłam się, ziewając i włączając wodę na gaz. On sam się obsłużył.
-Dzień dobry-popatrzył na mnie i mój strój.-Ładna pidżama-oboje spojrzeliśmy na spodnie w krowie łaty. Lubię tak spać, to wygodne. -Masz może ochotę na spacer?-spytał, czym zbił mnie z tropu.-Niekoniecznie teraz...może jutro, albo innego dnia?
Chwilę się zastanowiłam i po chwili odpowiedział twierdząco, i powiedziałam, że jutro wieczorem. Nie mogę teraz, a potem będą zawody. Mnóstwo pracy i innych. Nie chce być wredna. Przecież idziemy, ale sama nie wiem,sumienie mnie gryzie. Przecież nikogo nie zdradzam, ani nic.
Jednak to nie zmienia, że jego prośba była dziwna. Przecież to normalne, że dwóch znajomych idzie na spacer...prawda?
Z tą myślią położyłam się spać.
-Cześć-witam się z Carterem, jak codziennie rano, buziakiem w policzek.-Wyspałeś się?
Patrz na mnie przerażony. Nie rozumiem go. Słysze jak głośno przełyka ślinę
-Co jest...?-odwracam się.
Mój tata...on...leży cały we krwi...jego klatka piersiowa krwawi. Patrzy na nas przerażony. Nie wiem co robić, łzy lecą mi po policzkach.
-Tato-chce do niego podejść, ale niewidzialna szyba przeszkadza mi w tym. Co to ma być.-Tato!-krzyczę.
Próbuje rozbić szkoło, ale nie udaje się. Chce poprosić brata o pomoc, ale on...on też nie żyje.
-Nie-rzucam się na kolana i zanoszę płaczem.-Dlaczego?-szlocham.
Nagle czuje przyjemne mrowienie na ramieniu. Patrze na źródło przyjemnego uczucia.
Mama.
Nie to nie jest możliwe...
-Mamo?-ocieram oczy.
-Kochanie, mamy tylko chwilę-obejrzała się wokół siebie.-Uważaj na siebie...dobrze? Zrób to dla mnie. Nie ważne co się stanie nie jedz w zawodach...proszę-jej postać zaczyna się rozmywać.-Kocham cię.
-Ja ciebie też!-krzyczę w przestrzeń.
To tylko sen, spokojnie Hope.
Moje ręce trzęsą się ze zdenerwowania. Na zegarku widnieje godzina ósma. Czas wstawać.

Przepraszam za opóźnienie. Nie skopiowałam sobie rozdziału na blogerra i został na laptopie, do którego nie miałam dostępu.
Przepraszam jeszcze raz,
Doni x

1 komentarz:

Każdy wasz komentarz daje mi niezwykłą motywacje do dalszego pisania i dziękuje za każde słowo.