Przez to całe zamieszanie
zapomniałam o spacerze. Byłam taka zdziwiona, że Michael siedzi w
kuchni i czeka na mnie, że aż kubek z herbatą mi upadł. Nie
zauważyłam go w ogóle wcześniej. Pomógł mi zbierać
pozostałości po naczyniu, na szczęście to nie ten ulubiony. Przez
przypadek skaleczyłam się szkłem i to Mike wycierał napój wylany
przeze mnie, podziękowałam mu i spytałam czy da mi pięć minut.
Oczywiście się zgodził.
Pobiegłam do swojego
pokoju. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej moje ulubione
czarne rurki i białą koszulkę z jakimś napisem. Nie będę
ubierać swetra, bo jest lato, ciepło, w nocy może jednak aż tak
nie zmarznę.
-Gotowa?-w drzwi zapukał
Mike.
-Taa...ak-sprawdziłam czy
niczego nie zapomniałam.
Wszystko jest.
Więc razem z Cliffordem
opuściliśmy dom i udaliśmy się do pobliskiego parku. Michael
opowiadał o tym, że zawsze chciał jeździć, ale nigdy nie miał
do tego możliwości i bał się startować w konkursie. Aż w końcu
pewnego dnia mój tata mu spadł z nieba,bo zobaczył go na ich
miejscowych skoczniach, zaprosił go do nas i teraz jest tutaj.
To wyjaśnia dlaczego nie
miał miejsca w hotelu.
-Czym się zajmujesz
Hope?-spytał, patrząc na swoje ręce.
Mama cię nie uczyła Mike,
że kiedy z kimś rozmawiasz to się na niego patrzysz? Serio?
Podstawy.
-Ja...no cóż...nie mam
zajęcia...
-Jak to nie masz?
-No nie mam. Skończyłam
szkołę, jeśli o to ci chodzi.
-Jakie?-dopiero teraz na
mnie spojrzał.
Brawo.
-Psychologia.
-Serio?
On chyba na serio jest taki
głupi, albo mi się tylko wydaje. Najpierw z tym czy jestem
dziewczyną, a teraz czy żartuje. Nie kurde postanowiłam cię
okłamać żeby...nie wiem właściwie po co. Chłopcy jednak na
serio są tacy tępi. Do tej pory nie miałam styczność z zbyt dużą
ilością płci przeciwnej. Zawsze trzymałam się dziewczyn. Jedyni
dwaj mężczyźni w moim życiu to Carter i tata. Nie wiem dlaczego,
ale zawsze miałam taki mały uraz do chłopaków.
-Tak-przytaknęłam.
-Chcesz już iść czy
jeszcze tutaj zostać?
-Możemy tutaj
zostać...?-oparłam się wygodniej o drewnianą ławkę.-Dziękuje.
-Za co?
Nie widziałam go, ale w
jego głosie było słychać zdzwienie.
-Za to, że mnie zaprosiłeś.
-Powinienem cię po rękach
całować, że zgodziłam się pójść-zaśmiał się.
Ma naprawdę uroczy śmiech.
-Nie...-dołączyłam się
do niego.
Ludzie dziwnie się na nas
patrzyli. Bo to takie dziwne. Dwoje nastolatków śmiejących się. O
nie.
Siedzieliśmy tak
podziwiając zachód słońca. Wiem, ze Clifford chce coś zrobić,
albo powiedzieć, bo wierci się jak cholera.
-Po prostu to
zrób-wywróciłam oczami.
-Mogę cię objąć?-był
strasznie niepewny.
Wybuchłam śmiechem.
-Oczywiście, ze tak.
Jego ręka powędrowała za
mnie, a potem położył ją na ławce, ledwo mnie dotykała. Jeszcze
głośniej się zaśmiałam i położyłam ją normalnie na moim
ramieniu.
-Możesz zachowywać się
przy mnie normalnie?-spytałam, gdy w końcu zapadła cisza.
-W...w sensie?-zająkiwał
się. Jakie to słodkie.
-Wyluzuj się. Nie zjem cię.
I tak wtuliłam się w jego
tors. Siedzieliśmy tak, podziwiając zachodzące słońce.
Sama się dziwie, ze
pozwalam sobie na tak wiele.
Czytasz-komentujesz :)
ooo jak słodko ♥
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
czekam na next :)
Kochane <3 Rozdział super ;)
OdpowiedzUsuń