Byliśmy tam, siedząc w
ciszy. Michael przytulił mnie, nic nie mówił. Była cisza. Znowu
się popłakałam przez ten chory wypadek. Chłopak otarł łzy z
moich policzków, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Chciałabym go
teraz pocałować, ale nie. Sama się odsunęłam.
-To co?-spytałam
speszona.-Ćwiczymy?
-Na pewno chcesz? Może nie
masz siły?-zaczął głaskać mnie po ramieniu.
Przez moje ciało przebiegły
przyjemne dreszcze. Lubisz, gdy tak na ciebie działa, prawda?
Już liczyłam, że moja podświadomość się zamknęła.
-Dam sobie radę,
dajesz-wskazuje na najmniejszą skocznie.-Wiem, że jesteś genialny
w jeździe, ale chce żebyś zaczął od podstaw. Okay?
-Okay-bierze swojego BMX i
odchodzi.-A właściwie po co tobie rower?-pyta, gdy jest już na
samej górze i szykuje się do zjazdu.
Dobrze, że wziął ze sobą
kask i ochraniacze. Przestałam ufać szczęściu.
-Czymś musiałam tutaj
przyjechać.
Mijają trzy godziny,
chłopak pokazuje na co go stać. Wciąż widzę małe
niedociągnięcia. Pomagam mu, daje wskazówki. W pewnym momencie,
gdy po raz jedenasty nie udaje mu się wykonać Decade krzycze:
-Michael!-zwracam mu
uwagę.-To polega na obróceniu się razem z kierownicą o 360
stopni, gdy rower leci prosto! A ty się obracasz razem z nim.
-Przepraszam-peszy się.
Patrze na zegarek.
Dziesiąta. Cholera, wypadałoby już wrócić, albo nie. Muszę mieć
pewność, że będzie umiał na jutro. Tak więc dopracowaliśmy już
Barspin, Nothing, X-up i teraz Decade. To jest mu cholernie
potrzebne!
-Dasz rade-trzymam mocno
kciuki i szepcze sama do siebie.-Niech mu się uda...proszę,
proszę...
Otwieram jedno oko, patrze,
że wreszcie mu się udaje. Gdy ląduje na ziemi biegnę i rzucam się
mu na szyje. Gratuluje i całuje w policzek! Oboje jesteśmy
strasznie zawstydzeni. Przepraszam i dodaje, że wreszcie wracamy do
domu. Mike chciał się wyścigowa kto będzie pierwszy, ale się nie
zgadzam, więc chłopak tylko popisuje się na poręczach jakiś
budynków. Gdyby tak...nie Hope, obiecałaś. Nie wolno ci.
-Dziękuje za lekcje-żegnamy
się przy schodach, idąc powoli na górę.
Gdy już rzucam się na
łóżko w pokoju, widzę, że Carter patrzy na mnie zdziwiony.
-Ciężki dzień?-przewraca
jedną z stron swojej ulubionej książki.
-Nawet nie wiesz jak
bardzo-wzdycham.-Jak tam zawody? Uprzedzając twoje następne
pytanie, byłam z Michaelem Cliffordem przez cały dzień. Zresztą
wiesz-chce zmienić temat.-Wiesz może czemu tata rozmawiał z
Rivenem?
Nawet nie muszę mówić
jego nazwiska. Wszyscy wokół aż za dobrze go znają.
-Coś się stało z jego
tatą i nie wiadomo czy pojedzie.
Na te wiadomość jak
najszybciej zrywam się z miejsca. Skaczę szczęśliwa po łóżku,
gdy brat pyta o co chodzi, mówię wprost, że wreszcie się ode mnie
odczepi, nie będzie przechwalał. To będzie spokojne zakończenie
wakacji.
-Okay-przeciągnął
się.-Jutro Irma tutaj przyjedzie, o ile nie masz nic przeciwko.
-A dlaczego miałabym
mieć?-czuje się oburzona. Uwielbiam jego dziewczynę.-I tak mnie
jutro nie ma, są zawody, Mike..-szybko się poprawiam.-...i reszta
startują.
-Jasne-kpi.-Powiedz jeszcze,
ze będziesz kibicować Rivenowi, na pewno każdy uwierzy. Przyznaj
się. Lubisz Mike'a.
-Moze trochę-rumienie się,
więc próbuje zakryć twarz włosami.-Ale nikomu nie mów!-proszę i
zbieram pidżamę do spania.-Pogadamy jutro-przypominam sobie o
jutrzejszych planach, które oczywiście obejmują blondyna.-Albo
kiedy indziej.
Za sobą jeszcze słyszę
krzyk brata.
-Tylko nie zapominaj o
Aubrey!
-Jasne-odkrzykuje.
Gdyby nie to, że byłam na
tyle zamyślona, to nie wpadłabym na...
Czytasz=komentujesz :)
Jesli będą 2 komentarze dodam nowy rozdział x
Dopiero co znalazłam twego zacnego bloga i muszę przyznać że wkręciłam się i to strasznie :D jestem strasznie ciekawa na kogo wpadła ;)
OdpowiedzUsuń