czwartek, 9 października 2014

Rozdział szósty

Gdy schodzę na dół, po godzinnej rozmowie z Aubreym, Michael już na mnie czeka.
-Przepraszam-robi mi się głupio.-Wiem, że długo czekałeś, ale to była pilna sytuacja-zaczynam się tłumaczyć.-Nie chciałam żeby czuła się odrzucona...-zaczynam co raz szybciej mówić, ale wtedy chłopak mi przerywa.
-Spokojnie, nic się nie dzieje-uśmiecha się słodko.-Rozumiem to. Serio. Oddychaj.
-A, więc...gotowy?-pytam i ubieram swoje ulubione trampki.
Przytakuje i wychodzimy. Na zewnątrz widzę, że tata rozmawia z Rivenem, chłopakiem, który jest zdecydowanie zbyt pewny siebie. Co roku do mnie zarywa. Co roku go odrzucam, ale on wciąż myśli, ze jest najlepszy. Strasznie mnie wkurza. I na dodatek wygrywa co roku. Ale w tym roku mu nie pozwolę, nauczę Clifford'a na serio genialnie jeździć, będzie umiał zrobić trzysta sześćdziesiątkę z zamkniętymi oczami. Na pewno on też już ma duży talent, ale teraz ma być najlepszy. Informuje tatę, że mnie dzisiaj nie będzie, a ten brązowowłosy idiota gapi się na mnie bezczelnie. Każe mu przestać, a on tylko wybucha śmiechem i mówi, ze jestem słodka. Rozumiecie, że ta cała szopka jest dla mojego ojca? Wiem, że gdy odchodzę patrzy mi się na tyłek, nienawidzę go. Biorę swój rower, który od kilku miesięcy nie był używany i patrze czy Mike jedzie za mną. Pilnuje aby nikt nas nie zobaczył, jedziemy skrótami, których nikt nie używa. Trochę zarosły, ani ja, ani Carter tutaj nie byliśmy. Gdy wreszcie dojeżdżamy zostawiam rower przy wejściu do mojego raju. Odsuwam krzaki, które uniemożliwiają widoczność. Nasz tor też jest pełen niechcianych liści. Przygotowałam się na to. Wyciągam z plecaka wielkie nożyce i wtedy przypominam sobie o blondynie.
-Może pomożesz?
-Co?-odrywa wzrok od tych wszystkich skoczni i patrzy na mnie zszokowany.-Jak wam się to udało zrobić? Kiedy...? Ale...
-Uspokój się, potem ci wytłumaczę-śmieje się z jego reakcji.
Tłumacze mu co ma zrobić. Nie wiem ile nam schodzi czasu, ale wszystkie piosenki z mojej playlisty się skończyły, więc dość sporo. Ale z Michaelem czas mi przyjemnie mija. Jest bardzo zabawny. Próbuje się na niego nie gapić, ale nie mogę przestać. Jest taki przystojny! Te cudowne oczy, włosy rozchodzące się w każdą możliwą stronę, ten uśmiech, sama postawa, to jak się do mnie zwraca. Oczywiście nie obywa się bez zboczonych uwag. On nawet nie wie jak to na mnie działa! Patrze na zegarek, jest piąta. Będziemy mieć jeszcze dużo czasu żeby ćwiczyć.
-Teraz pokaż mi co potrafisz, bo chce wiedzieć co trzeba dopracować-rozkazuje mu.
-Ależ ty jesteś władcza-mruczy seksownie.-Ale Hope, to brzmi dwuznacznie.
-Nie brzmiałoby gdybyś nie był taki zboczony!-opuszczam głowę i oblewam się rumieńcem.-A teraz już...!
Nie dokańczam rozkazu, bo on już wziął swojego BMX i wjechał na największa skocznie tutaj, nie wiem dlaczego, ale wtedy nazwaliśmy ją, po prostu...”Flame”. Zdaje sobie, że to nie jest najinteligentniejsza nazwa, ale bądź wyrozumiały. Miałam czternaście lat! To było siedem lat temu...tyle czasu...
-Zacznij od czegoś innego!-krzyczę, żeby mnie usłyszał, i żeby przekrzyczeć już drugą puszczoną playliste.
-Ale czemu...?
-Ja...-nie chce mu powiedzieć.-To zacznijmy od historii, chodź tutaj!-siadam na jednej z ławek, które zrobiliśmy z Carterem.
-Jakiej historii?-pyta z ciekawością.
-To było siedem lat temu, gdy wybudowaliśmy to miejsce, trafiliśmy na nie przez przypadek, nikt o nim nie wiedział. To był początek naszej pasji, Carter bardzo dużo jeździł, ale to było dla niego zbyt łatwe, dlatego zaczęliśmy przynosić tutaj inne rzeczy, dywany, korę z lasu i tak dalej, ale to było za mało, więc budowaliśmy to-wskazałam na „Flame”.-Zajęło to nam 2 i pół roku. Zaczęłam wtedy studia, więc Carter został w pewnym sensie z tym sam na trzy lata. Przyjeżdżałam do Gold Coast co roku na wakacje i ćwiczyliśmy. Przez całe noce, dnie. Gdy zaczęłam ostatni rok, w pierwszy tydzień października, to był czwarty października, godzina druga popołudniu dostałam telefon od taty, że mój brat jest w poważnym stanie. Prawie wylądowałby na wózku inwalidzkim, brakło półtora centymetra. Rozumiesz?! Straciłabym go. I tak cała rodzina przeżyła smutek, nie mógł już jeździć, stracił chęć do życia. Dopiero Irma mu pomogła. Wrócił do normalności, to ona pchała jego wózek, to ona go pocieszała, gdy tato pracował, wszystko jej zawdzięczamy. Jest dla nas bardzo ważna.
To był ten moment, gdy łzy zgromadziły się w moich oczach i się popłakałam.

Zauważyłam, że nikt nie komentuje...?
Czekałam na komentarze, ale ich nie było c;
Bardzo mi z tego powodu przykro.
Proszę was o chociaż JEDEN komentarz x
Niedługo w bohaterach pojawi się Irma, jednak nie mam jeszcze nikogo konkretnego wybranego :)

1 komentarz:

Każdy wasz komentarz daje mi niezwykłą motywacje do dalszego pisania i dziękuje za każde słowo.