Gdy schodzę na dół, po
godzinnej rozmowie z Aubreym, Michael już na mnie czeka.
-Przepraszam-robi mi się
głupio.-Wiem, że długo czekałeś, ale to była pilna
sytuacja-zaczynam się tłumaczyć.-Nie chciałam żeby czuła się
odrzucona...-zaczynam co raz szybciej mówić, ale wtedy chłopak mi
przerywa.
-Spokojnie, nic się nie
dzieje-uśmiecha się słodko.-Rozumiem to. Serio. Oddychaj.
-A, więc...gotowy?-pytam i
ubieram swoje ulubione trampki.
Przytakuje i wychodzimy. Na
zewnątrz widzę, że tata rozmawia z Rivenem, chłopakiem, który
jest zdecydowanie zbyt pewny siebie. Co roku do mnie zarywa. Co roku
go odrzucam, ale on wciąż myśli, ze jest najlepszy. Strasznie mnie
wkurza. I na dodatek wygrywa co roku. Ale w tym roku mu nie pozwolę,
nauczę Clifford'a na serio genialnie jeździć, będzie umiał
zrobić trzysta sześćdziesiątkę z zamkniętymi oczami. Na pewno
on też już ma duży talent, ale teraz ma być najlepszy. Informuje
tatę, że mnie dzisiaj nie będzie, a ten brązowowłosy idiota gapi
się na mnie bezczelnie. Każe mu przestać, a on tylko wybucha
śmiechem i mówi, ze jestem słodka. Rozumiecie, że ta cała
szopka jest dla mojego ojca? Wiem, że gdy odchodzę patrzy mi
się na tyłek, nienawidzę go. Biorę swój rower, który od kilku
miesięcy nie był używany i patrze czy Mike jedzie za mną. Pilnuje
aby nikt nas nie zobaczył, jedziemy skrótami, których nikt nie
używa. Trochę zarosły, ani ja, ani Carter tutaj nie byliśmy. Gdy
wreszcie dojeżdżamy zostawiam rower przy wejściu do mojego raju.
Odsuwam krzaki, które uniemożliwiają widoczność. Nasz tor też
jest pełen niechcianych liści. Przygotowałam się na to. Wyciągam
z plecaka wielkie nożyce i wtedy przypominam sobie o blondynie.
-Może pomożesz?
-Co?-odrywa wzrok od tych
wszystkich skoczni i patrzy na mnie zszokowany.-Jak wam się to udało
zrobić? Kiedy...? Ale...
-Uspokój się, potem ci
wytłumaczę-śmieje się z jego reakcji.
Tłumacze mu co ma zrobić.
Nie wiem ile nam schodzi czasu, ale wszystkie piosenki z mojej
playlisty się skończyły, więc dość sporo. Ale z Michaelem czas
mi przyjemnie mija. Jest bardzo zabawny. Próbuje się na niego nie
gapić, ale nie mogę przestać. Jest taki przystojny! Te cudowne
oczy, włosy rozchodzące się w każdą możliwą stronę, ten
uśmiech, sama postawa, to jak się do mnie zwraca. Oczywiście nie
obywa się bez zboczonych uwag. On nawet nie wie jak to na mnie
działa! Patrze na zegarek, jest piąta. Będziemy mieć jeszcze dużo
czasu żeby ćwiczyć.
-Teraz pokaż mi co
potrafisz, bo chce wiedzieć co trzeba dopracować-rozkazuje mu.
-Ależ ty jesteś
władcza-mruczy seksownie.-Ale Hope, to brzmi dwuznacznie.
-Nie brzmiałoby gdybyś nie
był taki zboczony!-opuszczam głowę i oblewam się rumieńcem.-A
teraz już...!
Nie dokańczam rozkazu, bo
on już wziął swojego BMX i wjechał na największa skocznie tutaj,
nie wiem dlaczego, ale wtedy nazwaliśmy ją, po prostu...”Flame”.
Zdaje sobie, że to nie jest najinteligentniejsza nazwa, ale bądź
wyrozumiały. Miałam czternaście lat! To było siedem lat
temu...tyle czasu...
-Zacznij od czegoś
innego!-krzyczę, żeby mnie usłyszał, i żeby przekrzyczeć już
drugą puszczoną playliste.
-Ale czemu...?
-Ja...-nie chce mu
powiedzieć.-To zacznijmy od historii, chodź tutaj!-siadam na jednej
z ławek, które zrobiliśmy z Carterem.
-Jakiej historii?-pyta z
ciekawością.
-To było siedem lat temu,
gdy wybudowaliśmy to miejsce, trafiliśmy na nie przez przypadek,
nikt o nim nie wiedział. To był początek naszej pasji, Carter
bardzo dużo jeździł, ale to było dla niego zbyt łatwe, dlatego
zaczęliśmy przynosić tutaj inne rzeczy, dywany, korę z lasu i tak
dalej, ale to było za mało, więc budowaliśmy to-wskazałam na
„Flame”.-Zajęło to nam 2 i pół roku. Zaczęłam wtedy studia,
więc Carter został w pewnym sensie z tym sam na trzy lata.
Przyjeżdżałam do Gold Coast co roku na wakacje i ćwiczyliśmy.
Przez całe noce, dnie. Gdy zaczęłam ostatni rok, w pierwszy
tydzień października, to był czwarty października, godzina druga
popołudniu dostałam telefon od taty, że mój brat jest w poważnym
stanie. Prawie wylądowałby na wózku inwalidzkim, brakło półtora
centymetra. Rozumiesz?! Straciłabym go. I tak cała rodzina przeżyła
smutek, nie mógł już jeździć, stracił chęć do życia. Dopiero
Irma mu pomogła. Wrócił do normalności, to ona pchała jego
wózek, to ona go pocieszała, gdy tato pracował, wszystko jej
zawdzięczamy. Jest dla nas bardzo ważna.
To był ten moment, gdy łzy
zgromadziły się w moich oczach i się popłakałam.
Zauważyłam, że nikt nie komentuje...?
Czekałam na komentarze, ale ich nie było c;
Bardzo mi z tego powodu przykro.
Proszę was o chociaż JEDEN komentarz x
Niedługo w bohaterach pojawi się Irma, jednak nie mam jeszcze nikogo konkretnego wybranego :)
świetny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńczekam na next :)