A więc po długiej przerwie doszłam do wniosku, ze przeniose się na wattpad
więc :
http://www.wattpad.com/story/32073295-loyal-michael-clifford
gdyby ktoś tutaj jeszcze zaglądał, w co watpie
xxx
czwartek, 12 lutego 2015
sobota, 15 listopada 2014
Rozdział dziewiąty.
Dopadły mnie wyrzuty
sumienia. A może niepotrzebnie tak zareagowałam? Chyba trochę
przesadziłam. Tata stara się jak może żeby mnie i Carterowi
niczego nie brakowało. Ale z drugiej strony to była ostatnia
pamiątka po mamie...tak bardzo za nią tęsknie.
Pierwsze łzy spływają mi po policzkach, gdy do pokoju wchodzi
Mike. Przytula mnie, siedzimy w ciszy. Mija może pół godziny, a
Clifford musi iść. Ja zresztą też. Ogarniam się i ubieram. Na
dole czeka na mnie śniadanie. Carter i tata pewnie już wyszli. Myślę o tym co się zdarzyło dzisiaj rano.nie mogę się przestać
nad tym zastanawiać. Nikt nie zrobił tego specjalnie. To był tylko
wypadek. Wypadki każdemu się zdarzają.-Hej Hope-nagle znikąd pojawia się Aubrey.-Wiesz, że Riven znowu ma zamiar wygrać? Jejku jak on mnie irytuje...
-Ale dla ciebie jest atrakcyjny. Przyznaj się. Nie możesz się mu oprzeć-szturcham ją w ramie.
-I co z tego? To ty mu się podobasz. Nawet pewnie nie wie o moim istnieniu.
-Nie masz pewności-uśmiechnęłam się do niej promiennie.-To co jest dzisiaj?-zaczęłam szukać mojej rozpsiki.
Dzisiaj nawet nie mam ochoty na oglądanie ich. Wczoraj Mike miał ze mną męczący trening. Pewnie teraz ma już dość. Ćwiczyliśmy dość dużo. Ale to dobrze, bo każdy trik będzie mu potem potrzebny.
Barspin, Nothing, X-up i
Decade.
Chyba go zatłukę jak mu
się nie uda. Jest przed ostatni. Riven ostatecznie musiał już
dzisiaj wyjechać. Z jednej strony się ciesze, ale z
drugiej...biedna Aubrey. Zauroczyła się w takim dupku. Idziemy obok
siebie, a potem musimy się rozejść, bo ja idę do taty. Znajduje
go przy rampach.
-Tato!-wołam.-Przepraszam
za to jak zareagowałam.
-To ja powinienem
przeprosić. Źle się zachowałem. To była pozytywka mamy...
-Jest okay. Serio.
Przytula mnie, a potem ja
idę znaleźć Michael'a żeby życzyć mu powodzenia. Nie uważam na
to jak wychodzą inni. Czekam na Clifford'a. Mija godzina, gdy
wreszcie ma wykonać X-up. Nie od tego się zaczyna...nie to mam
napisane w rozpisce. Dziwne, że nie zauważyłam tego wcześniej.
-Boże, niech mu się uda-zaczęłam obgryzać paznokcie.
Dopiero, gdy ląduje z
powrotem na ziemi skaczę podekscytowana i biegnę do niego.
-Mike!-rzucam się mu na
szyje.-Udało ci się!
-Widzę, ale nie wiem czy
tak dobrze...-wzdycha.
-Było bardzo dobrze-gładzę
jego ramię, na którym widnieje tatuaż.
Ciekawe co oznacza. Nie
lubię tych nic nie znaczących tatuaży.
Potem będę musiała się
go spytać. Wracam na swoje miejsce. Nie potrafię na nim
wysiedzieć zbyt długo, więc idę do jury. Tata, pani Jonson, jedna
z kobiet z zarządu. Chcę podglądnąć wyniki Mike'a, ale
ostatecznie widzę tyle co nic. Wyniki wszystkich tylko nie jego.
Zawiedziona idę do domu. Dzisiaj w Perth jest bardzo ciepło, więc
ubrała tylko krótkie spodenki i zwiewną koszulkę. Boje się
dalszych wyników. Zostaję w domu i idę do swojego pokoju.
Siadam na ziemi i wyciągam
pozytywkę, nakręcam ją i słyszę melodię Poloneza. Tak bardzo
mama ją kochała. Pamiętam, że słuchała jej cały czas.
Przynajmniej będę miała to wspomnienie po niej. Kładę się na
miękkim dywanie Carter'a i po chwili zasypiam.
-Kochanie-mama.-Widzę, że masz nową miłość.
-Mamo-rumienie się.-O co chodzi?
-Uważaj na wszystkich dookoła. Nie każdy jest tym
za kogo się uważa. Nikomu nie ufaj.
Słysze z dołu krzyki,
które mnie budzą. Michael jest w pierwszej trójce. Nie mogę
uwierzyć! Pierwszorocznym! Im się to nigdy nie udaje.
Zmieniłam nazwę, ponieważ Lonely nie pasowało.
Loyal bardziej :)))
Małymi kroczkami zbliżamy się do końca.
Przewiduje jeszcze około 10-15-20 rozdziałów :)
Przepraszam, że tyle czasu nie było rozdziału.
Problemy życiowe i w ogóle c:
Mam nadzieje, że jeszcze pamiętacie o Hope i Mike'u !
wtorek, 21 października 2014
Rozdział ósmy
Gdyby nie to, że byłam na
tyle zamyślona, to nie wpadłabym na Ashton'a. Jednego z naszych
obecnych współlokatorów.
-Dobry wieczór-witam się i
chce przejść, ale on uniemożliwia mi to.
-Hope, możemy na chwilę
pogadać?-pyta.
-Jasne-zgadzam się i chce
już iść do kuchni, ale on dodaje jeszcze, że nie tutaj.
Tak więc idziemy na pole,
na huśtawkę ukrytą między krzewami, liśćmi i innymi. Odgarniam
trawsko z niej i siadam. To kolejne miejsce o którym prawie nikt nie
wie. Wyjątek? Carter.
-A więc...-ponaglam go.
-Posłuchaj-odwraca się do
mnie gwałtownie.-Widzę, że podoba ci się Michael-mówi prosto z
mostu.-Okay, ale nie zrań go. Jego poprzednia laska go zdradzała i
chłopak się kompletnie załamał. Także jeśli...
-No właśnie-przerywam
mu.-”Jeśli”. Nawet nie wiem czy też coś do mnie czuje, czy w
ogóle mnie lubi. Także proszę nie wypowiadaj się. Nie jestem tego
typem dziewczyny. Wiem jak to jest być zdradzanym, upokarzanym-nawet
nie wiem po co mu to mówię.-Więc chyba lepiej wiem, że nie wolno
mi go zranić. Ale nic nie poradzę, zakochałam się.
-I on chyba w tobie też.
Dawno, bez roweru oczywiście nie był taki szczęśliwy.
-To jest nasza wspólna
pasja, ale nie to nas upodabnia-mówię, zanim zdążam się ugryźć
w język.-Ale nie ważne też co.
-Hope...
-Także, dzięki za
informacje. Nie zranie go. To szybciej on mnie. Jasne?
Przytakuje mi, więc
odchodzę. Straciłam na wszystko ochotę. Czy on też został
zdradzony? Jego tez niszczono? Był poniżony? A jego przyjaciele? Co
oni na to? Czy mu pomagali? Ja w takich sytuacjach nie miałam
nikogo. Aubrey kończyła inne studia, w ogóle wszystko było inne.
Byłam najmniej lubiana w klasie, bo byłam po prostu kujonem. Bardzo
dobrze się uczyłam, nie miałam żadnych uwag, byłam w grupie
wsparcia, nauczyciele mnie lubili. Miałam tyle, że dzieciaki mi
zazdrościły. Ale ja nie miałam z kim nawet porozmawiać. Czasami
siedzieliśmy całą klasą na korytarzu, każdy z każdym rozmawiał,
tylko ja zaczytana w „Przez burze ognia” podpierałam ściany. Na
żaden z bali nie poszłam. Też nie miałam z kim. Samotność to
smutna rzecz. Ale tak zaczęłam pierwszą klase, i tak zakończyłam.
Mogłabym wtedy oddać moje genialne oceny za grono znajomych. Serio?
Czy jesteś aż tak głupia? Przecież te wszystkie dziewczyny to
fałszywe suki. A chłopcy zaliczyli wszystko co się rusza. Może
i to racja? Tak bardzo nienawidzę, gdy moja podświadomość jest
taka inteligentna!
Ukąpałam się szybko i
wróciłam do pokoju. Carter już spał, obok niego leżała książka
„Zabić Drozda”. Jak mam być szczera to nie przypadła mi ona do
gustu, ale za to mój brat jest zachwycony.
-Branoc-całuje go w
policzek i kładę się do mojego łóżka.
A gdybym wróciła do jazdy
na rowerze? Sama mi obiecałaś, że przestaniesz! Krzyczała
moja podświadomość. Ma racje. To zły pomysł. Jeszcze niedawno w
śnie obiecałam mamie, że nie wystartuje w zawodach. Ale kto
powiedział o normalnej jeździe? Dobra stop, Hope.
Nie myślałam dalej bo
zasnęłam. Lubie spać, ale nie lubię pobudek. Zwłaszcza takich,
gdy ktoś przez przypadek coś zżuci, a przedmiot lądując na ziemi
rozbija się na milion kawałeczków. Moja pozytywka... otwieram oczy
i widzę jak srebrna balerina leży na ziemi, jej głowa odpadła,
scena na której stała jest rozbita, nie moge w to uwierzyć. Nawet
nie wiem kiedy łzy zaczynają lecieć. Tata stłukł moją
pozytywkę!
-Tato!-zaczęłam
krzyczeć.-To była moja jedyna pamiątka po mamie! Wiedz o tym aż
za dobrze! Dlaczego to zrobiłeś?-nie mogę się pozbierać patrze
tylko na baletnice bez głowy.
-To był przypadek
kochanie-tłumaczył się.-Nie chciałem...
-Wyjdź stąd!-mam ochotę
rzucać się po ziemi.-Nie chce cię widzieć w tym pokoju! Odejdź.
Gdy wreszcie wychodzi,
zostaję sama. Ręce mi się strasznie trzęsą, nie potrafię nawet
poprawnie przyłożyć jej głowę. Nic już się nie da zrobić. To
tak jakby ostatnia cząstka mamy właśnie we mnie umarła. Już
nawet nie mam jednego promyka nadziei. Nic, że ona wróci. Umarła.
Jak i w prawdziwym życiu, tak i we mnie.
Zbieram kawałki pozytywki i
wkładam je do pudełeczka z tektury.
No i na tym kończą się nadrobione rozdziały następny już muszę napisać po tym, gdy
pojawią się 3 komentarze XD
Mam nadzieje, że podoba wam się ten blog :)) x
sobota, 18 października 2014
Rozdział siódmy
Byliśmy tam, siedząc w
ciszy. Michael przytulił mnie, nic nie mówił. Była cisza. Znowu
się popłakałam przez ten chory wypadek. Chłopak otarł łzy z
moich policzków, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Chciałabym go
teraz pocałować, ale nie. Sama się odsunęłam.
-To co?-spytałam
speszona.-Ćwiczymy?
-Na pewno chcesz? Może nie
masz siły?-zaczął głaskać mnie po ramieniu.
Przez moje ciało przebiegły
przyjemne dreszcze. Lubisz, gdy tak na ciebie działa, prawda?
Już liczyłam, że moja podświadomość się zamknęła.
-Dam sobie radę,
dajesz-wskazuje na najmniejszą skocznie.-Wiem, że jesteś genialny
w jeździe, ale chce żebyś zaczął od podstaw. Okay?
-Okay-bierze swojego BMX i
odchodzi.-A właściwie po co tobie rower?-pyta, gdy jest już na
samej górze i szykuje się do zjazdu.
Dobrze, że wziął ze sobą
kask i ochraniacze. Przestałam ufać szczęściu.
-Czymś musiałam tutaj
przyjechać.
Mijają trzy godziny,
chłopak pokazuje na co go stać. Wciąż widzę małe
niedociągnięcia. Pomagam mu, daje wskazówki. W pewnym momencie,
gdy po raz jedenasty nie udaje mu się wykonać Decade krzycze:
-Michael!-zwracam mu
uwagę.-To polega na obróceniu się razem z kierownicą o 360
stopni, gdy rower leci prosto! A ty się obracasz razem z nim.
-Przepraszam-peszy się.
Patrze na zegarek.
Dziesiąta. Cholera, wypadałoby już wrócić, albo nie. Muszę mieć
pewność, że będzie umiał na jutro. Tak więc dopracowaliśmy już
Barspin, Nothing, X-up i teraz Decade. To jest mu cholernie
potrzebne!
-Dasz rade-trzymam mocno
kciuki i szepcze sama do siebie.-Niech mu się uda...proszę,
proszę...
Otwieram jedno oko, patrze,
że wreszcie mu się udaje. Gdy ląduje na ziemi biegnę i rzucam się
mu na szyje. Gratuluje i całuje w policzek! Oboje jesteśmy
strasznie zawstydzeni. Przepraszam i dodaje, że wreszcie wracamy do
domu. Mike chciał się wyścigowa kto będzie pierwszy, ale się nie
zgadzam, więc chłopak tylko popisuje się na poręczach jakiś
budynków. Gdyby tak...nie Hope, obiecałaś. Nie wolno ci.
-Dziękuje za lekcje-żegnamy
się przy schodach, idąc powoli na górę.
Gdy już rzucam się na
łóżko w pokoju, widzę, że Carter patrzy na mnie zdziwiony.
-Ciężki dzień?-przewraca
jedną z stron swojej ulubionej książki.
-Nawet nie wiesz jak
bardzo-wzdycham.-Jak tam zawody? Uprzedzając twoje następne
pytanie, byłam z Michaelem Cliffordem przez cały dzień. Zresztą
wiesz-chce zmienić temat.-Wiesz może czemu tata rozmawiał z
Rivenem?
Nawet nie muszę mówić
jego nazwiska. Wszyscy wokół aż za dobrze go znają.
-Coś się stało z jego
tatą i nie wiadomo czy pojedzie.
Na te wiadomość jak
najszybciej zrywam się z miejsca. Skaczę szczęśliwa po łóżku,
gdy brat pyta o co chodzi, mówię wprost, że wreszcie się ode mnie
odczepi, nie będzie przechwalał. To będzie spokojne zakończenie
wakacji.
-Okay-przeciągnął
się.-Jutro Irma tutaj przyjedzie, o ile nie masz nic przeciwko.
-A dlaczego miałabym
mieć?-czuje się oburzona. Uwielbiam jego dziewczynę.-I tak mnie
jutro nie ma, są zawody, Mike..-szybko się poprawiam.-...i reszta
startują.
-Jasne-kpi.-Powiedz jeszcze,
ze będziesz kibicować Rivenowi, na pewno każdy uwierzy. Przyznaj
się. Lubisz Mike'a.
-Moze trochę-rumienie się,
więc próbuje zakryć twarz włosami.-Ale nikomu nie mów!-proszę i
zbieram pidżamę do spania.-Pogadamy jutro-przypominam sobie o
jutrzejszych planach, które oczywiście obejmują blondyna.-Albo
kiedy indziej.
Za sobą jeszcze słyszę
krzyk brata.
-Tylko nie zapominaj o
Aubrey!
-Jasne-odkrzykuje.
Gdyby nie to, że byłam na
tyle zamyślona, to nie wpadłabym na...
Czytasz=komentujesz :)
Jesli będą 2 komentarze dodam nowy rozdział x
czwartek, 9 października 2014
Rozdział szósty
Gdy schodzę na dół, po
godzinnej rozmowie z Aubreym, Michael już na mnie czeka.
-Przepraszam-robi mi się
głupio.-Wiem, że długo czekałeś, ale to była pilna
sytuacja-zaczynam się tłumaczyć.-Nie chciałam żeby czuła się
odrzucona...-zaczynam co raz szybciej mówić, ale wtedy chłopak mi
przerywa.
-Spokojnie, nic się nie
dzieje-uśmiecha się słodko.-Rozumiem to. Serio. Oddychaj.
-A, więc...gotowy?-pytam i
ubieram swoje ulubione trampki.
Przytakuje i wychodzimy. Na
zewnątrz widzę, że tata rozmawia z Rivenem, chłopakiem, który
jest zdecydowanie zbyt pewny siebie. Co roku do mnie zarywa. Co roku
go odrzucam, ale on wciąż myśli, ze jest najlepszy. Strasznie mnie
wkurza. I na dodatek wygrywa co roku. Ale w tym roku mu nie pozwolę,
nauczę Clifford'a na serio genialnie jeździć, będzie umiał
zrobić trzysta sześćdziesiątkę z zamkniętymi oczami. Na pewno
on też już ma duży talent, ale teraz ma być najlepszy. Informuje
tatę, że mnie dzisiaj nie będzie, a ten brązowowłosy idiota gapi
się na mnie bezczelnie. Każe mu przestać, a on tylko wybucha
śmiechem i mówi, ze jestem słodka. Rozumiecie, że ta cała
szopka jest dla mojego ojca? Wiem, że gdy odchodzę patrzy mi
się na tyłek, nienawidzę go. Biorę swój rower, który od kilku
miesięcy nie był używany i patrze czy Mike jedzie za mną. Pilnuje
aby nikt nas nie zobaczył, jedziemy skrótami, których nikt nie
używa. Trochę zarosły, ani ja, ani Carter tutaj nie byliśmy. Gdy
wreszcie dojeżdżamy zostawiam rower przy wejściu do mojego raju.
Odsuwam krzaki, które uniemożliwiają widoczność. Nasz tor też
jest pełen niechcianych liści. Przygotowałam się na to. Wyciągam
z plecaka wielkie nożyce i wtedy przypominam sobie o blondynie.
-Może pomożesz?
-Co?-odrywa wzrok od tych
wszystkich skoczni i patrzy na mnie zszokowany.-Jak wam się to udało
zrobić? Kiedy...? Ale...
-Uspokój się, potem ci
wytłumaczę-śmieje się z jego reakcji.
Tłumacze mu co ma zrobić.
Nie wiem ile nam schodzi czasu, ale wszystkie piosenki z mojej
playlisty się skończyły, więc dość sporo. Ale z Michaelem czas
mi przyjemnie mija. Jest bardzo zabawny. Próbuje się na niego nie
gapić, ale nie mogę przestać. Jest taki przystojny! Te cudowne
oczy, włosy rozchodzące się w każdą możliwą stronę, ten
uśmiech, sama postawa, to jak się do mnie zwraca. Oczywiście nie
obywa się bez zboczonych uwag. On nawet nie wie jak to na mnie
działa! Patrze na zegarek, jest piąta. Będziemy mieć jeszcze dużo
czasu żeby ćwiczyć.
-Teraz pokaż mi co
potrafisz, bo chce wiedzieć co trzeba dopracować-rozkazuje mu.
-Ależ ty jesteś
władcza-mruczy seksownie.-Ale Hope, to brzmi dwuznacznie.
-Nie brzmiałoby gdybyś nie
był taki zboczony!-opuszczam głowę i oblewam się rumieńcem.-A
teraz już...!
Nie dokańczam rozkazu, bo
on już wziął swojego BMX i wjechał na największa skocznie tutaj,
nie wiem dlaczego, ale wtedy nazwaliśmy ją, po prostu...”Flame”.
Zdaje sobie, że to nie jest najinteligentniejsza nazwa, ale bądź
wyrozumiały. Miałam czternaście lat! To było siedem lat
temu...tyle czasu...
-Zacznij od czegoś
innego!-krzyczę, żeby mnie usłyszał, i żeby przekrzyczeć już
drugą puszczoną playliste.
-Ale czemu...?
-Ja...-nie chce mu
powiedzieć.-To zacznijmy od historii, chodź tutaj!-siadam na jednej
z ławek, które zrobiliśmy z Carterem.
-Jakiej historii?-pyta z
ciekawością.
-To było siedem lat temu,
gdy wybudowaliśmy to miejsce, trafiliśmy na nie przez przypadek,
nikt o nim nie wiedział. To był początek naszej pasji, Carter
bardzo dużo jeździł, ale to było dla niego zbyt łatwe, dlatego
zaczęliśmy przynosić tutaj inne rzeczy, dywany, korę z lasu i tak
dalej, ale to było za mało, więc budowaliśmy to-wskazałam na
„Flame”.-Zajęło to nam 2 i pół roku. Zaczęłam wtedy studia,
więc Carter został w pewnym sensie z tym sam na trzy lata.
Przyjeżdżałam do Gold Coast co roku na wakacje i ćwiczyliśmy.
Przez całe noce, dnie. Gdy zaczęłam ostatni rok, w pierwszy
tydzień października, to był czwarty października, godzina druga
popołudniu dostałam telefon od taty, że mój brat jest w poważnym
stanie. Prawie wylądowałby na wózku inwalidzkim, brakło półtora
centymetra. Rozumiesz?! Straciłabym go. I tak cała rodzina przeżyła
smutek, nie mógł już jeździć, stracił chęć do życia. Dopiero
Irma mu pomogła. Wrócił do normalności, to ona pchała jego
wózek, to ona go pocieszała, gdy tato pracował, wszystko jej
zawdzięczamy. Jest dla nas bardzo ważna.
To był ten moment, gdy łzy
zgromadziły się w moich oczach i się popłakałam.
Zauważyłam, że nikt nie komentuje...?
Czekałam na komentarze, ale ich nie było c;
Bardzo mi z tego powodu przykro.
Proszę was o chociaż JEDEN komentarz x
Niedługo w bohaterach pojawi się Irma, jednak nie mam jeszcze nikogo konkretnego wybranego :)
sobota, 27 września 2014
Rodział piąty.
W nocy nawet na chwile nie
zmrużyłam oczów. Nie dałam rady. Moje wczorajsze odkrycie, to, że
dopuściłam do siebie tą myśl...ja nie dałam rady. Carter
zauważył moje worki pod oczami i zaczął się wypytywać.
-Hope, wszystko w porządku?
-Tak-nasypałam sobie
płatków do miski i zalałam mlekiem.-Dlaczego pytasz?
-Wyglądasz strasznie blado
i źle.
-Dzięki-wywracam oczami.-To
komplement, który każda dziewczyna chce usłyszeć.
-Oj nie nie wkurzaj
się-szturcha mnie w biodro.-Ale naprawdę słabo wyglądasz-dotyka
mojego czoła.-A może jesteś chora?
Tak, choroba, która nazywa się Michael Clifford.
Nienawidzę mojej
podświadomości, ona wie za dużo. Nawet jeśli jest częścią
mnie. A teraz moja podświadomość szaleje.
Za dużo widzę. Mike ubierz
się. Chłopak właśnie przeszedł przez korytarz w samych
spodniach. I ja to widziałam! O nie. To aż straszne. Bo
chciałabyś żeby szedł bez spodni? Czy jest jakiś sposób
żeby się tego pozbyć?! Aż mnie to męczy.
Moje krzyki w głowie
przerywa dzwonek telefonu. Aubrey. Ależ myślałam, że jest w
Kanadzie, miała do mnie nie dzwonić przez te dwa tygodnie. Chyba,
że...czy już jest siedemnasty lipca?
-Halo?-odbieram.
-Hope!-krzyczy w
słuchawkę.-Zaraz u ciebie będę, nie uwierzysz co się
stało!-zaczęła się śmiać.-Daj mi pięć minut żebym dojechała.
Nim zdążam odpowiedzieć
rozłącza się, a ja idę do swojego pokoju i się ubieram. Gdy mam
założyć bluzkę słyszę jak ktoś kaszle. Odwracam się i widzę,
że drzwi są niezamknięte. W nich stoi już ubrany Michael.
-Nie musisz tego
zakładać-wskazuje na bluzkę.-Możesz zostać w tym czym jesteś,
żadnego problemu-szczerzy się jak idiota.-To twój dom. I to za to,
że się na mnie gapiłaś, gdy szedłem.
-Co?-robię wielkie
oczy.-Ale...!-nie potrafie nic powiedzieć sensownego.
-Nie masz argumentu na
obronę-drwi ze mnie.-Także...masz może teraz czas?
Nie nadążam za nim. Serio.
Chciałabym żeby nie zmieniał tak szybko tematu. Przed chwilą
podglądał mnie, bo ja zobaczyłam jego na korytarzu, a teraz pyta
czy mam czas. Tak mam, dokładnie pół godziny, które poświęcę
mojej najlepszej przyjaciółce. Przyznaj się przed samą sobą,
że wolisz spędzić czas z nim. Prawda. Ale ona jest dla mnie
ważniejsza!
-Idę się spotkać z
przyjaciółką-odpowiadam na jego pytanie.
-Ok, a potem?
-Potem będą
zawody-przypominam mu.
-I tak nie mam dzisiaj
startować, dopiero jutro.
-Więc radze ci
ćwiczyć-zaczynam się irytować.
-Nie wiem gdzie-opiera się
o framugę.-Tutaj raczej nie ma takich miejsc.
Prycham na te słowa. Jasne,
że nie ma! Znaczy nikt o nich nie wie. Wybudowałam to z bratem
kilka lat temu, ale dawno już nie odwiedzałam tego miejsca. Nie
wypada odwołać spotkania z Aubrey, ale też chce spędzić czas z
zielonookim.
-Dobra-wzdycham.-Zamiast na
zawody pójdziesz pojeździć ze mną. Masz czterdzieści pięć
minut na przygotowanie, jasne?
-Jak słońce-salutuje i
odchodzi.
Nawet nie mam czasu żeby
związać włosy, bo przychodzi moja przyjaciółka. Celem jej wizyty
jest to, że...się zakochała. W Kanadzie poznała niejakiego
Sean'a. Chłopak był dla niej uroczy, mają swoje maile i inne
prywatne konta, byle tylko utrzymać kontakt.
-Chyba zwariowałam na jego
punkcie-dziewczyna przyznaje, bawiąc się swoimi rudymi włosami.
-Chyba?!-krzyczę na cały
dom.-Na pewno! Ile on ma lat?
-Dwadzieścia dziewięć.
Szczęka mi opada. Wiek to
tylko liczba, ale on jest osiem lat starszy od nas! Tyle lat,
przystojny, z dobrej rodziny i nie ma nikogo? Coś mi tutaj nie gra.
Pojawiła się nowa bohaterka w zakładce :)
czwartek, 18 września 2014
Rozdział czwarty
Dzisiaj pierwszy dzień
zawodów. Nawet jeśli kogoś jeszcze nie zdążyłam poznać to
teraz powoli przyzwyczajam się do nieznanych twarzy. Ale jest też
wiele stałych osób. Nie tylko na samym torze, ale na widowni. Na
przykład pan Smith, który jest już w podeszłym wieku, jednak jego
żona jest nowa. Wcześniej nie przyszła, ale to dlatego, że
dopiero dwa lata temu wzięli ślub. Jakie to słodkie, że nawet w
ich wieku mogli znaleźć sobie drugą połówkę.
-Kochanie-tata sprawdzał
coś na jakiś kartkach, wołając mnie.-Idź sprawdź czy są jakieś
problemy. Carter jest gdzieś przy ludziach West, bo coś się stało
i potrzebowali pomocy.
-Dobrze.
-Powodzenia-krzyknął
jeszcze za mną.
-Dzięki-mruknęłam
bardziej sama do siebie.
Nie wiem od kogo
zacząć...tutaj jest tyle osób i zawodników. Hope wszyscy
wiedzą, że chcesz zacząć od Mike'a... Och zamknij się głosie
w mojej głupiej główce. Ale rzeczywiście zaczęłam od ekipy
Clifforda. Podeszłam do nich. Calum rozmawiał z kimś przez
telefon, Luke ostatecznie wszystko sprawdzał, Ashton gdzieś
zniknął, a Michael...no cóż. Rozmawiał z jakąś starszą
kobietą.
-Cześć Hope-pomachał mi.
-Cześć-podeszłam do nich.
-Yyy...mamo to jest Hope,
Hope to jest moja mama Karen-przedstawił nas.
Podałam jej dłoń, którą
uścisnęła.
-To jest ta
Hope?-przeciągnęła moje imię.-Ta Hope, o której tyle mi
opowiadałeś?-spytała syna, uśmiechając się szeroko, a następnie
dodając.-Miło mi cię poznać.
-Mi panią także.
-Przyszłam sprawdzić, czy
wszystko jest w porządku...
-Ze mną-wtrąciła się
zguba.-Ależ oczywiście-cmoknął mnie w policzek.
-Zrób to jeszcze raz Irwin,
a obiecuje, że osobiście dopilnuje żebyś...
-Spokojnie-Michael odciągnął
mnie od tego idioty.-Bez takich gróźb. On serio się wystraszył.
To był tylko niewinny pocałunek w policzek.
-Ma czego. Niech mnie więcej
nie cmoka. Nienawidzę tego-popatrzyłam na całą ekipe i
dodałam.-Widzę, że wszystko idzie dobrze.
-Jak po maśle.
Patrzę na niego przez
chwilę, a potem odchodzę. Za moimi plecami słyszę jeszcze krzyk
Clifforda abym jeszcze do nich wpadła, bo Ash będzie tęsknił.
Mike opowiadał swojej mamie
o mnie! Tylko o tym myślałam przez cały dzień, nie byłam zdolna
to przestania. Cały czas miałam przed oczami uśmiechniętego
blondyna o pięknych zielonych oczach. Ile razy już się nim
zachwycałam? Chyba bardzo dużo. Ale on jest taki słodki!
-Skarbie-mój brat zaczął
przedrzeźniacz tate.-Przestań już tyle myśleć o chłopcach i
pomóż nam
-Spadaj-walnęłam go w
rękę.-I odpowiedz brzmi nie.
-Sama spadaj-walnął mnie w
głowę i sobie poszedł.
Ah ten mój kochany
braciszek. Pewnie zauważył jak wyglądam...jak burak. Ale serce nie
sługa, prawda? Nie da się zostawić tego tak po prostu. Nawet
gdybym chciała przestać, to jeszcze więcej o nim myśle. Czasami
mi się śni w nocy, ale to nic strasznego. Jego mama, przyjaciele
też mnie znają,
czy to znaczy, że to jedna
z tych „trudnych sytuacji”? Wciąż pamiętam sen z mamą, ale
nie rozumiem na kogo mam uważać? Kogo mam się bać? Dlaczego
teraz, po dwóch latach od jej śmierci przyśniła mi się. Nawet po
wypadku nie miałam z nią żadnych snów, była zawsze cisza. To
było wręcz straszne. A teraz, gdy każda myśl krąży wokół
jego, ona się pojawia i ostrzega mnie przed...nie wiem kim.
Ale jedno wiem na pewno.
Zakochałam się w Michael'u
Cliffordzie na zabój.
Subskrybuj:
Posty (Atom)